środa, 21 września 2011

the help !


Leci już 4 tydzień odkąd chodzę do szkoły. Nie powiem, czuję się jak prawdziwa studentka, z książkami w ręku, bięgnąca do klasy niczym Robert Korzeniowski ;) Wyczyn niemały rzec by można.  Moje zajęcia odbywają się 2 razy w tygodniu od 18-21. I nie musiałam pisać żadnego testu, sprawdzający mój poziom wiedzy. Klasa jest międzynarodowa(studencka), także nie czuje się jakimś przybytkiem z biedną miną kota z shreka- przyjmijcie mnie gorąco lol ;) Nauczycielka jest bardzo cierpliwa, przez co z łatwością można ją zrozumieć, choć czasem wiadomo, że po pracy mózg pracuje z szybkością żółwia a uszy stają się bardziej przewietrzne, to wtedy odpływam myślami- cóż te moje host dzieciaki porabiają? lol  Jak wcześniej wspominałam, nie powinnam dostawać ocen za moją 'wspaniałą pracę' i udzielanie się na lekcji, ale los tak chciał, że dostałam już pierwszą 5;) Ledwo wczoraj napisaliśmy test a już jest zapowiedziany kolejny. Jako, że jestem na vocubulary and reading, wszyscy musimy przeczytać jedną tą samą książkę i jedną dodatkową wybraną przez nas samych. A że ja ambitna i poszłam do szkoły się czegoś nauczyć i spróbować nie obijać, to wybrałam książkę The Help z ponad 500 stron. Byłam na tym w kinie, więc sądzę, że będzie mi łatwiej skupić te moje szare komórki nad tym co czytam. Mamy na to 2 tyg. Także pracy jest sporo, trzeba się sprężyć i mniej siedzieć przed fb haha ;)

niedziela, 11 września 2011

Walka z Trojanami !

Sobota zaczęła się bardzo ekscytująco. Host wręczył mi bilecik na football game USC Trojans z Utah a hostka przyodziała mnie w bluzę Trojanów. Całą host rodziną wybraliśmy się na campus University of Southern California na grillowanie. Poznałam bardzo miłych znajomych moich hostów. Na dodatek kiedy znajoma hosta usłyszała, że jestem z Polski, przywitała mnie  piosenką Sto lat i wyrażeniem "Głupi Jaś". Możecie sobie wyobrazić moją minę i mój śmiech lol ;) 

 Mój host dzieciak walczy z przeciwnikiem z Utah.

Po zakończonym "obżarstwie" czas na grę! Nie wierzyłam własnym oczom, rozdziabiłam usta i zaniemówiłam.  Czułam się jak przed tv siedząc w wygodnej kanapie,zajadając się popcornem. Zawsze robiło na mnie wrażenie ogromne amerykańskie boiska, tańczące cheerliderki, faceci w obcisłych gaciach i kaskach na głowach :P A tu nagle mogłam zobaczyć wszystko na żywo! Uszczypnijcie mnie, upewniając czy to nie sen ;)



USC

Bawiłam się przednio! Nie wiedziałam, że mój host jest tak szalony, cieszyliśmy się bardziej niż dzieciaki. Dobrze, że te krzesełka były mocno przymocowane, bo inaczej poobijałabym nimi kogoś przez moją skoczność;) Mecz trwał aż 3 godziny, walka była zacięta do ostatniej minuty. USC Trojans broniła swoje prowadzenie od początku i o to tym sposobem wygraliśmy 17:14. Też was to zastanawia jak można zdobyć tylko 17 pkt przez 3 h? Nie pytajcie,bo sama nie wiem lol ;)




środa, 7 września 2011

" Ósmy" cud świata

Nie nie, Anno, nie myśl sobie, że to o Tobie mowa ;) Mowa tu oczywiście o kanionach! A więc do rzeczy... Ostatni weekend był to Labor Day, a więc dla operek możliwość lenistwa o jeden dzień dłużej. Więc dlaczego by z niego nie skorzystać? Pięć polskich dziewcząt postanowiło podbijać 3 kaniony. Do pokonania miały przed sobą 3600km, cztery stany- CA,Arizona,Nevada, Utah, słońce, górki i doliny. Na miejsce dotarliśmy w sobotę o 1 rano, a o 7 była pora na przebudzenie się walcząc poduszkami. 1-szym etapem zwiedzania był Grand Canyon. Widoki nieziemskie! I tu o dziwo pojawiło się moje pierwsze wow i gęsia skórka. Nie mogłam uwierzyć w to, że jeszcze nie tak dawno uczyłam się o tym w szkole i aż tu nagle mogłam stanąć, usiąść i co nieco podotykać. Planowaliśmy również stanąć na skywalk, podzwiając kanion z pod stóp, ale pech tak chciał, że skywalk znajdował się całkowicie w innej części kanionu. I fizycznie nie dałoby rady, żeby się tam znaleźć. Więc jeśli ktoś będzie planował taki wypad, sprawdzcie dokładnie, gdzie się to znajduje ;) Nie obyło się też bez hardcorowych pomysłów, typu: ' która wysunie najdalej nóżkę za skałę' :P

Czy też "gotooowiiiiii??? do startuuu...start !" :P


Zostaliśmy tam do zachodu słońca i o to tym sposobem minął dzień pierwszy ;)


Dzień 2-gi. Antelope Canyon, Colorado river i Bryce Canyon. Jak się okazało, na Antelope trzeba było wykupić wycieczkę nawet z miesięcznym wyprzedzeniem. Jak pech to pech, z przerażeniem modliliśmy się o cud. I o to stał się on! Cud! 8-osobowa grupa zrezygnowała z wycieczki! Bóg zapłać za tak dobry czyn;) Do Antelope wybralismy sie z przewodnikiem przez " pustynie i piaski "gdyz samodzielna wycieczka grozi utrata konczyn przez pchanie samochodu ;) 



Wspanialomyslna Anna(tylko nie obrosnij w piorka :P ), znalazla na mapie w poblizu naszego hotelu Colorado River. Fruu i juz tam bylismy..


Na zakonczenie dnia, zostal nam Bryce Canyon. Zdecydowanie Amerykanie ulatwiaja sobie zycie, by to sie nie przemeczyc a cos zobaczyc ;) Takze tu i owdzie mozna bylo sobie podjechac limuzyna, wysiasc pieknie z samochodu i nie sapiac glosno, obejrzec piekny zachod slonca.


Poniedzialek. Dzien rozpoczelismy sniadaniem przed supermarketem z widokiem jak w kinie. Nie wiadomo bylo czy plakac czy uciekac. Otoz mlody chlopczan tak sie zataczal, ze az zainteresowali sie nim strazacy.. z kolei ktorzy zadzwonili po policje,straz i karetke. Policjant zrobil rewizje, przeszukal jego ubrania i cos tam grubszego musialo sie przypaletac pod reka, bo od razu zaprowadzil go do wozu. Nie robcie tego ludzie ;)

Ostatni punkt zaczepienia to valley of the fire. Skaly plonely od czerwonosci podczas zachodu slonca...hmm ale to znamy tylko z opowiesci ;) nie bylo nam dane to zobaczyc podczas zachodu slonca, ale lepsze w ogole cos niz nic.




Zakonczenie imprezy przeswiecilismy obiadem w Hermosie przygotowanym przez moja host mum. Chwala jej za to!
Blogowe operki i ich "ostatnie" usciski :)
Dziekuje Wam dziewczyny: Kajtek, Panna Anna i Cookie Monster za bardzo udany weekend! Do tej pory chodze z podkrazonymi oczyma ;)